Edge of Sanity – recenzja gry

Mikołaj Czerwiński
4 minut czytania

Gdy po raz pierwszy zagrałem w Edge of Sanity, czułem się, jakbym wkroczył w sen na jawie. Tyle że ten sen był koszmarem, z którego nie da się obudzić. Alaska, którą eksplorujemy, nie jest jedynie zimnym, surowym miejscem – to kraina, w której każdy krok może doprowadzić do szaleństwa, a potwory czają się za każdą skałą. Nie jest to jednak typowy survival horror – gra inspirowana mitologią Cthulhu ma swoje unikalne elementy, które sprawiają, że niełatwo ją zapomnieć.

Już od pierwszych minut gra buduje napięcie, które nie opuszcza nas ani na chwilę. Historia zaczyna się, gdy grupa naukowców, której mieliśmy dostarczyć zaopatrzenie, znika w tajemniczych okolicznościach. Zostajemy sami w obozie, otoczeni potworami i tajemnicami organizacji PRISM, która, jak się okazuje, prowadziła tu niebezpieczne eksperymenty. Wszystko to osadzone jest w pięknie rysowanym, ręcznie wykonanym świecie 2D, który przypomina mi ilustracje z dawnych powieści grozy.

Rozgrywka w Edge of Sanity nie jest szczególnie skomplikowana, ale wymaga od nas skupienia i planowania. To typowy survival – musimy zarządzać zasobami, eksplorować otoczenie i utrzymać resztki zdrowego rozsądku, który w tej grze jest równie ważny, co zapas jedzenia. Zasoby są skąpe, a każda wyprawa po zaopatrzenie może zakończyć się katastrofą. Najciekawszy jednak wydaje się balans pomiędzy przetrwaniem a postępującym szaleństwem – im dłużej trwa nasza walka o życie, tym bardziej nasza postać zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. A kiedy przekroczymy pewną granicę, to nie tylko potwory staną się naszym wrogiem.

Jeśli miałbym porównać Edge of Sanity do innych gier, to przypomina mi mieszankę Darkest Dungeon i Darkwood. Obie te gry były wyzwaniem, w którym kluczowe było zarządzanie stresem i zasobami, a Edge of Sanity wpisuje się w ten sam schemat, dodając jednak swoje własne eldritch’owe elementy. Mechanika walki nie jest tu jednak najważniejsza – kluczowe jest przetrwanie i unikanie bezpośrednich starć, co jeszcze bardziej podkreśla atmosferę nieuchronnego zagrożenia.

Gra jest dobrze zbalansowana – na początku jest trudno, ale każda porażka uczy nas czegoś nowego. W miarę postępów odkrywamy coraz więcej o mrocznych sekretach PRISM i ich eksperymentach, co napędza naszą ciekawość i chęć eksploracji kolejnych miejsc. Co więcej, baza, którą możemy ulepszać, daje poczucie minimalnej kontroli nad tym chaosem, choć zawsze mamy wrażenie, że to jedynie tymczasowy azyl, a prawdziwe zagrożenie czai się tuż za rogiem.

Od strony technicznej gra prezentuje się świetnie – szczegółowe tła, świetna oprawa dźwiękowa (obowiązkowe słuchawki!) i głosy postaci, które dodają głębi narracji. Jedynym minusem może być pewna powtarzalność mechanik – z czasem rozgrywka może stać się nieco przewidywalna, zwłaszcza jeśli graliśmy w podobne tytuły wcześniej. Jednak nawet wtedy atmosfera i opowiadana historia trzymają gracza w napięciu.

Podsumowując, Edge of Sanity to gra, która zdecydowanie zasługuje na uwagę fanów Lovecrafta i gier survivalowych. Choć nie odkrywa na nowo gatunku, to mistrzowsko wykorzystuje znane mechaniki, tworząc coś, co przypomina sen – mroczny, niepokojący i pełen nieznanych koszmarów. Jeśli jesteś gotów zmierzyć się z potworami nie tylko na zewnątrz, ale i w swoim własnym umyśle, ta gra jest dla Ciebie.

Podziel się tym artykułem
Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *