Zacznijmy od tego, że Elsie to solidna gra, ale nie bez wad. Jest to roguelike z pikselową grafiką, w którym wcielamy się w tytułową androidkę stworzoną przez doktora Graya, by powstrzymać bunt innych maszyn. Historia jest raczej pretekstowa – fabuła nie przyciągnęła mojej uwagi, ale w grach tego typu nie oczekuję wiele od narracji, więc nie przeszkadzało mi to za bardzo.
Pod względem wizualnym, Elsie robi wrażenie. Pikselowa grafika jest estetyczna, a kolory świetnie współgrają z dynamiczną akcją. Postacie i przeciwnicy są zaprojektowani z dbałością o szczegóły, co ułatwia rozeznanie, jakiego rodzaju ataków można się spodziewać. Muzyka również wypada dobrze, choć poza paroma momentami nie zapadła mi szczególnie w pamięć. Jest przyzwoita, ale nie wyróżnia się na tle innych gier tego typu.
Co do rozgrywki – jest to szybki, dynamiczny action-roguelike z elementami bullet-hella. System walki jest responsywny, a ruchy postaci precyzyjne, co sprawia, że trudno winić grę za swoje porażki. Niestety, gra nie oferuje dużego wyzwania. Dla fanów gatunku może okazać się zbyt łatwa, szczególnie w porównaniu do innych tytułów, takich jak Dead Cells czy Hades. Czasem wręcz miałam wrażenie, że pokonywanie bossów to bardziej kwestia tego, jak szybko zadaję obrażenia, niż rzeczywistej strategii czy umiejętności.
Kolejnym minusem są słabo wytłumaczone systemy progresji. Przez kilka pierwszych godzin nie do końca rozumiałam, jak działają zakupy ulepszeń – po ich nabyciu nie zawsze miałam dostęp do nich w kolejnych runach. Po pewnym czasie zorientowałam się, że przedmioty, które kupuję, nie są automatycznie dostępne w każdej rozgrywce, co mogło być lepiej wyjaśnione.
Podsumowując, Elsie to gra, która dobrze wygląda i działa, ale nie oferuje nic, co sprawiłoby, że na długo zapamiętam ten tytuł. Jest to solidna pozycja na kilka wieczorów, ale brakuje jej głębi, która sprawiłaby, że chciałoby się do niej wracać. Dla fanów roguelike’ów – warto spróbować, ale nie spodziewajcie się czegoś rewolucyjnego.